Boli, i to bardzo. Myślałam, że nie podniosę się do pracy. Chciałam zapaść się pod ziemię. Chciałam zniknąć. Jeszcze nikomu nie mówiliśmy, ale wczoraj zadzwoniła przyjaciółka, później siostra – powiedziałam im. Od dziś wie też mama.
Plamienie się nasila, zakładam, że to miesiączka. Ale powtórzymy jutro betę, choć może się to wydawać bezsensowne. Później zadzwonię na konsultację. Później rzucę się w wir pracy, później przyjdzie weekend. A my będziemy nadal popieprzoną parką z kotem, bez dziecka.
Najbardziej przeraża mnie to, że zostaliśmy z niczym. Nie mamy już zarodków, jedyne co mamy, a w zasadzie, co powinniśmy mieć to siła, która mogłaby nam pomóc podejść do kolejnej stymulacji.
BTW, dowiedziałam się, że moja szesnastoletnia kuzynka jest w ciąży… Kiedyś powiedziałabym, że jej współczuję, dziś w zasadzie jedyne co czuję to zazdrość. Nie ma we mnie krzty empatii.
PS. Dziękuję za Wasze wsparcie.