Spóźniony Dzień Matki i Córki

Kilka (update: kilkanaście) dni temu pierwszy raz po drugiej stronie brzucha świętowałam dzień matki. Zaczęło się dość niefortunnie, bo Mała zaliczyła upadek i ryk był nie z tej ziemi. Na szczęście poza ogromnym siniakiem na czole nic się nie stało. Jak tylko A. się uspokoiła, M. wyszedł z nią na chwilę, żeby wrócić z bukietem kwiatów i laurką (z laurką zaliczył dzień wcześniej małą gafę, bo gdy wieczorem wróciłam do domu, to leżała na kanapie – biedak zapomniał schować w tym ferworze wieczornej opieki nad córcią). W każdym razie dostałam laurkę z odrysowaną rączką naszej córki (wierciła się, więc wyszły cztery palce). Później pojechaliśmy do naszych mam, gdzie było rodzinnie i szybko.

Ostatnio ciągle tak jest. Na dobrą sprawę nie miałam jeszcze szansy usiąść i pomyśleć o swojej nowej roli. Jak się z nią czuję, itp., itd. Hmm, tak, jakbym od zawsze nią była, tzn. mamą. Ok., zdarza mi się myśleć o tym, że mogłabym coś lepiej robić, bardziej się skupiać na zabawach, wymyślać różne rzeczy, ale na dobrą sprawę nie myślałam o tym, jaką matką jestem dla A.

Staram się być matką. Po prostu. To A. kiedyś opowie, jaką mamą dla niej byłam.

Kilka słów do A.

Córeczko,

Zdarza mi się przy Tobie płakać. Przyglądasz mi się wtedy uważnie, ale ze spokojem. Ty rozumiesz, gdy Ci opowiadam, że te łzy są łzami wzruszenia, a nie smutku, że płaczę, bo jestem bardzo szczęśliwa, że jesteś z nami. Ostatnio podczas czytania książek włączyłam w tle koncert Olafura Arnaldsa. Wsłuchiwałaś się w dźwięki intensywnie, a mi spłynęło kilka łez. Włączaliśmy z tatą ten koncert, gdy jeszcze byłaś w brzuchu, gdy na Ciebie czekaliśmy, później, gdy już się urodziłaś. Nasłuchiwałaś wtedy przytulona do mojej piersi, czasem zasypiając. A ja upajałam się tą niczym niezmąconą błogą chwilą.

Wiesz Kochana, kiedyś zawsze mówiłam, że jedyne, czego chcę jeszcze doświadczyć przed śmiercią to macierzyństwo. Że jeśli urodzę dziecko, doświadczę tej miłości, to będę mogła umrzeć spełniona. Wybacz, ale myślałam wtedy głównie o sobie. Nawet nie wiedziałam, jak bardzo zmienię się, kiedy się pojawisz. Dziś już wiem, że do pełni spokoju i szczęścia potrzebuję wprowadzenia Cię w dorosłość, w samodzielność.

Uwielbiam patrzeć, jak z dnia na dzień stajesz się coraz bardziej dorosła i samodzielna. Z jednej strony żal tego, co za nami, bo to już nie powróci, ale przecież tak wygląda życie. Więc napawam się tą niesamowitą energią, jakiej mi dodajesz każdego dnia. Każdym sukcesem i porażką, każdą chwilą.

Dziękuję, że mogę być Twoją mamą.

 

3 comments

  1. Właśnie przeczytałam Twojego bloga jednym tchem. Znalazłam go bo szukałam info. na temat in vitro, które mnie czeka…10 dni temu dowiedziałam się,że to moja jedyna szansa i muszę się spieszyć. … Jesteście wspaniali Ty i Twój mąż! Życzę Wam z całego serca powrotu do namiętności, pocałunków w ciepłym deszczu, sexu na kuchennym stole…dbania o Waszą miłość tak jak dbacie o miłość do Małej.

    1. Hej Miko! Pamiętam dzień, w którym dowiedzieliśmy się, że czeka nas IVF. To był Tłusty Czwartek kilka już ładnych lat temu. Nikt wcześniej tak wprost nam nie powiedział, że to nasza jedyna szansa. Aż do wtedy. Było ciężko. Ale trzeba było się podnieść i powiedzieć sobie, co jest priorytetem. In vitro to sposób leczenia niepłodności, żadne leczenie nie jest przyjemne, ale przynosi efekty, dlatego jeśli jesteście gotowi iść tą drogą, to spróbujcie.
      Dzięki za miłe słowa na nasz temat. Jak przeczytałam Twój komentarz, to zaczęłam się zastanawiać, czy pisałam kiedyś o seksie na kuchennym stole 😉 Mam nadzieję, że jednak nie ;). Życzę Wam powodzenia w Waszej drodze do rodzicielstwa.

  2. Piękny list do córeczki 🙂
    Droga przez niepłodność jest trudna i czasami długa, ale warto przez nią przejść żeby doczekać takiego małego cudu. Mam nadzieję, że moja droga kiedyś też dobiegnie końca 🙂
    Pozdrawiam :*

Dodaj odpowiedź do miko Anuluj pisanie odpowiedzi